Oj, ciężko pogodzić hobby z opieką nad małym dzieckiem, które zaczyna raczkować, ząbkować i dostrzegać wszystkie szczegóły w swoim otoczeniu, jak np. metka przy kocyku, którą można jeść (a dlaczego nie?), napki w ubranku, które można przy odrobinie wysiłku rozpiąć, materac w łóżeczku, który się fajnie skrobie paznokietkami. Można też przykryć sobie głowę pieluchą i w bezruchu czekać na dobrą wróżkę, która pieluchę zdejmie, mówiąc "a ku ku!" ;) Można tłuc piętami w podłogę, wytwarzając całkiem ciekawy odgłos (uff, jak to dobrze, że pod nami nikt nie mieszka...). Można podczas jedzenia pogryźć trochę mamę (trzeba naostrzyć ząbki, a jak...). Można porozciągać mamie uszy, nos, usta, powkładać palce do oczu, drapać, szczypać i mieć przy tym wielką radochę. Można też się budzić w nocy co 2 godziny i o godzinie 4:00 mieć ochotę na brykanie. Można.
I jak tu nie kochać takiego rozbójnika? :))))
Miesiąc temu dostałam zamówienie na wykonanie kuferka (na Skarby Małego Chłopca) i podkładek pod szklanki, kubki, filiżanki itp. Po miesiącu zmagań pracę skończyłam. Uff... :) Nie było łatwo, bo Stamperia chyba zaczęła ciut gorsze kleje produkować (cienka warstwa błyskawicznie wysycha, a grubsza warstwa przenika przez serwetkę i się paskudnie rozmazuje lub - częściej - rozdziera przy lakierowaniu, więc czasami wzór trzeba było zamalować farbą, nakleić kolejną serwetkę... i kolejną...), ale grunt, że się udało. Efekty poniżej.